JA:
Ekstrawertyk, ufający zmysłom, wrażliwy na opinie innych o zdolnościach koncyliacyjnych. Przy podejmowaniu decyzji bierze pod uwagę zdanie współpracowników i potrafi bez trudu dopasowywać się do wymogów sytuacji. Dzięki rozwiniętym zdolnościom komunikacyjnym oraz rozwiniętej empatii, jest dobrym współpracownikiem i doradcą. Preferuje pracę z ludźmi ponad czynności techniczne. Nie przepada za sztywnym rozkładem zajęć. Spełnia się w działaniu praktycznym, teoretyzowanie chętnie pozostawiając innym. W niejednoznacznych sytuacjach, wymagających konkretnego rozstrzygnięcia, potrafi wykorzystać umiejętność przejmowania inicjatywy i pragmatyzm. Obszary w których ma szansę dobrze się zrealizować to: artysta, aktor, muzyk, fotograf, projektant mody, HR, PR, makler giełdowy, reprezentant handlowy, doradca ubezpieczeniowy, agent nieruchomości i inne.
poniedziałek, 27 grudnia 2010
czwartek, 5 sierpnia 2010
Czas, konsekwencja i jeszcze coś.
Paweł Huelle napisał, że taka postawa ciągłego, konsekwentnego podążania obraną sobie drogą artystyczną, jest dzisiaj wyrazem prawdziwej awangardy, w opozycji do postmodernistycznych postaw, sprowadzających sztukę do kategorii gry i ulotnego zdarzenia medialnego.
Konsekwencja w malowaniu obrazów nie jest dla mnie sztywnym trzymaniem się oswojonej materii - to świadome podążanie wybraną drogą, która daje niekończącą się ilość możliwości w ramach przyjętych założeń.
A jak miło usłyszeć, że odczytywane jest to, jako awangardowe podejście! Teraz tak to wygląda, bo myślę, że owo postrzeganie wynika z charakteru naszych czasów, gdzie mniej niż 5 minut potrafi niektórym wystarczyć, aby zaistnieć, a potem już tylko pławią się w swoich mniej lub więcej spektakularnych błyskach odkryć, z których polityka krytyków potrafi zrobić niekończące się źródło dywagacji, opracowań i odniesień, często mocno naciągniętych.
Żyjemy coraz szybciej? Tworzymy coraz szybciej? Zapominamy o rytuale materializowania się dzieła sztuki, który przecież ma swój uświęcony proces i odbywa się poza czasem, poza przyszłością i przeszłością, bo tylko w teraźniejszości, która jedyna istnieje?
Kiejstut Bereźnicki napisał , że obraz nie jest notowaniem tego czasu, w którym powstaje. Jest wywoływany z pamięci, jest syntezą, sumą różnych elementów. To, o czym mówiliśmy pięć minut temu, już minęło. W tym sensie wszystko jest przeszłością.
Przypomina to trochę wywoływanie powstałych wcześniej zdjęć - korzystam z pamięci - a pamięć nie korzysta z powszechnego atrybutu, jakim jest czas, bo tutaj właśnie pojawia się wątek uniwersalizacji i świadomości, która z linearnym pojmowaniem wydarzeń w czasie nie ma nic wspólnego - fascynujące?
Chyba Kiejstut przekroczył barierę czasu pojmowanego linearnie. Stanął na wysokości świadomości siebie, a ja odnajduję znów dowód na to, że tworzenie daje nieśmiertelność. I bawi mnie to i cieszy, nie tylko z własnego powodu.
A kwestia przeszłości? Przecież jeśli wszystko jest przeszłością to znaczy, że mamy do wszystkiego dostęp - nieograniczony!
Jak w tej sytuacji odczytać holenderskie martwe natury, surrealistyczne pustynie ze słoniami, fowistyczne czerwone drzewa, gauginowskie kobiety, puentylistyczne scalenia widoku, pisuar Duchampa, srebrną fabrykę Warhola, rozjechany portret Bacona i Velasquez’a, jeszcze zieleń veronese'a i okres błękitny Picassa? Czy wrzucać na to wszystko neomodernistyczną zasmażkę linearnego postrzegania historii kultury, czy raczej z wytchnieniem wachlować się dorobkiem przeszłości, do której blisko z każdej perspektywy?
Możemy wszystko. Tę konstatację pozwalam sobie poczynić na użytek działań budzących tych wszystkich, którym bliskie jest poczucie sensu w niekończących się próbach oswojenia przeklętego, bo wciąż nieodgadniętego poczucia, że czas jest pojęciem fałszywym.
Dominika Daszewska
5 sierpnia 2010
Konsekwencja w malowaniu obrazów nie jest dla mnie sztywnym trzymaniem się oswojonej materii - to świadome podążanie wybraną drogą, która daje niekończącą się ilość możliwości w ramach przyjętych założeń.
A jak miło usłyszeć, że odczytywane jest to, jako awangardowe podejście! Teraz tak to wygląda, bo myślę, że owo postrzeganie wynika z charakteru naszych czasów, gdzie mniej niż 5 minut potrafi niektórym wystarczyć, aby zaistnieć, a potem już tylko pławią się w swoich mniej lub więcej spektakularnych błyskach odkryć, z których polityka krytyków potrafi zrobić niekończące się źródło dywagacji, opracowań i odniesień, często mocno naciągniętych.
Żyjemy coraz szybciej? Tworzymy coraz szybciej? Zapominamy o rytuale materializowania się dzieła sztuki, który przecież ma swój uświęcony proces i odbywa się poza czasem, poza przyszłością i przeszłością, bo tylko w teraźniejszości, która jedyna istnieje?
Kiejstut Bereźnicki napisał , że obraz nie jest notowaniem tego czasu, w którym powstaje. Jest wywoływany z pamięci, jest syntezą, sumą różnych elementów. To, o czym mówiliśmy pięć minut temu, już minęło. W tym sensie wszystko jest przeszłością.
Przypomina to trochę wywoływanie powstałych wcześniej zdjęć - korzystam z pamięci - a pamięć nie korzysta z powszechnego atrybutu, jakim jest czas, bo tutaj właśnie pojawia się wątek uniwersalizacji i świadomości, która z linearnym pojmowaniem wydarzeń w czasie nie ma nic wspólnego - fascynujące?
Chyba Kiejstut przekroczył barierę czasu pojmowanego linearnie. Stanął na wysokości świadomości siebie, a ja odnajduję znów dowód na to, że tworzenie daje nieśmiertelność. I bawi mnie to i cieszy, nie tylko z własnego powodu.
A kwestia przeszłości? Przecież jeśli wszystko jest przeszłością to znaczy, że mamy do wszystkiego dostęp - nieograniczony!
Jak w tej sytuacji odczytać holenderskie martwe natury, surrealistyczne pustynie ze słoniami, fowistyczne czerwone drzewa, gauginowskie kobiety, puentylistyczne scalenia widoku, pisuar Duchampa, srebrną fabrykę Warhola, rozjechany portret Bacona i Velasquez’a, jeszcze zieleń veronese'a i okres błękitny Picassa? Czy wrzucać na to wszystko neomodernistyczną zasmażkę linearnego postrzegania historii kultury, czy raczej z wytchnieniem wachlować się dorobkiem przeszłości, do której blisko z każdej perspektywy?
Możemy wszystko. Tę konstatację pozwalam sobie poczynić na użytek działań budzących tych wszystkich, którym bliskie jest poczucie sensu w niekończących się próbach oswojenia przeklętego, bo wciąż nieodgadniętego poczucia, że czas jest pojęciem fałszywym.
Dominika Daszewska
5 sierpnia 2010
wtorek, 23 marca 2010
Rola Mnicha
Masz jedną z najtrudniejszych dróg przed sobą...
mianowcie kierujesz się ku wolności i prawdzie.
Na tym etapie jest niewielu i możesz czuć się samotnie.
Musisz nauczyć się zaufania do siebie, przechodząc przez wiele iluzorycznych stanów umysłu. Początkowo droga może być bolesna, gdyż oczyszczasz się ze wszystkich wpływów, możesz czuć się inna i możesz nie rozumieć ludzi.
Dzieje się tak, gdyż twoja droga wyjścia jest indywidualna.
Odrabiasz lekcję zaufania sobie i odwagi. Powodzenia!
mianowcie kierujesz się ku wolności i prawdzie.
Na tym etapie jest niewielu i możesz czuć się samotnie.
Musisz nauczyć się zaufania do siebie, przechodząc przez wiele iluzorycznych stanów umysłu. Początkowo droga może być bolesna, gdyż oczyszczasz się ze wszystkich wpływów, możesz czuć się inna i możesz nie rozumieć ludzi.
Dzieje się tak, gdyż twoja droga wyjścia jest indywidualna.
Odrabiasz lekcję zaufania sobie i odwagi. Powodzenia!
sobota, 20 lutego 2010
Poganiacze marzeń
Niecierpliwi i szczęśliwi. Nie czekają. Gonią radosne wizje. Poganiacze marzeń, eksploratorzy wrażeń. Wewnętrznie uśmiechnięci, zewnętrznie spontaniczni. Skupieni. Wrażliwi. Motylom podobni, a nieskończeni. Myśli ich nieskrępowane.
Wychodzą z domu bez parasoli. Dla nich deszcz nie jest płaczem niebios, przed któym skrupulatnie mieliby się chować. Płyną wiedzeni szlakami wysokich wibracji energii czystej, budującej.
Twórcy światów bez granic. Przeskakują kolejne przeszkody, któe dla nich są okazjami. Wyzwania łapią w locie i na skrzydłach wiatru odkrywają nowe głębiny radości. Dzieci słońca. Kosmicznie predestynowani do życia bez początku i końca. Entuzjaści. Wiecznie młodzi podróżnicy.
Jeden z nich wczoraj co kilka kroków zatrzymywał się idąc ulicą. Ludzie zwykle chodzą rytmicznie, bez refleksji, spieszą w do znudzenia znane miejsca. Onprzystawał i patrzył. Fascynacja najprostszymi elementami otaczającego świata wzbudzała w przechodniach uśmiechy. Niektóre rozumiejące i serdeczne, rzadziej ironiczne lub niedowierzające.
Co jakiś czas ktoś próbował chwycić go za rękę, poprowadzić w innym kierunku. Jego wyraźne "NIE" objawiało za każdym razem niezachwiany indywidualizm. Tak, jakby wiedział, wiedziony instynktem, co jest dla niego właściwe.
Był inny, był sobą bez zahamowań. Otwarty, chłonny umysł. Jasne, anielskie oblicze. Oczy bystre, piwne, spoglądające z zachwytem i miłością. Skupiony, zakochany w zyciu i beztroski.
Poganiacze marzeń tańczą w porywach wiatru po strzępkach pamięci odebranej przy narodzeniu. Gładko przenikają przez granice cienia. Bezgłośnie wyrażają chęć i wolę. Odnalezieni, choć ukryci. Piękni pod osłoną nieznanej czasoprzestrzeni. Myśli przekazują impulsami, budząc życie w konających z zaślepienia umysłach.
Znam kilku poganiaczy marzeń.
Jeden jest częścią mnie.
Prawdopodobnie jestem jednym z nich.
Wychodzą z domu bez parasoli. Dla nich deszcz nie jest płaczem niebios, przed któym skrupulatnie mieliby się chować. Płyną wiedzeni szlakami wysokich wibracji energii czystej, budującej.
Twórcy światów bez granic. Przeskakują kolejne przeszkody, któe dla nich są okazjami. Wyzwania łapią w locie i na skrzydłach wiatru odkrywają nowe głębiny radości. Dzieci słońca. Kosmicznie predestynowani do życia bez początku i końca. Entuzjaści. Wiecznie młodzi podróżnicy.
Jeden z nich wczoraj co kilka kroków zatrzymywał się idąc ulicą. Ludzie zwykle chodzą rytmicznie, bez refleksji, spieszą w do znudzenia znane miejsca. Onprzystawał i patrzył. Fascynacja najprostszymi elementami otaczającego świata wzbudzała w przechodniach uśmiechy. Niektóre rozumiejące i serdeczne, rzadziej ironiczne lub niedowierzające.
Co jakiś czas ktoś próbował chwycić go za rękę, poprowadzić w innym kierunku. Jego wyraźne "NIE" objawiało za każdym razem niezachwiany indywidualizm. Tak, jakby wiedział, wiedziony instynktem, co jest dla niego właściwe.
Był inny, był sobą bez zahamowań. Otwarty, chłonny umysł. Jasne, anielskie oblicze. Oczy bystre, piwne, spoglądające z zachwytem i miłością. Skupiony, zakochany w zyciu i beztroski.
Poganiacze marzeń tańczą w porywach wiatru po strzępkach pamięci odebranej przy narodzeniu. Gładko przenikają przez granice cienia. Bezgłośnie wyrażają chęć i wolę. Odnalezieni, choć ukryci. Piękni pod osłoną nieznanej czasoprzestrzeni. Myśli przekazują impulsami, budząc życie w konających z zaślepienia umysłach.
Znam kilku poganiaczy marzeń.
Jeden jest częścią mnie.
Prawdopodobnie jestem jednym z nich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)